środa, 2 września 2015

Rozdział 2

-Pora na długie wyjaśnienia ,których i tak pewnie nie zrozumiemy. - Powiedział Matt,bawiąc się czymś podejrzanie podobnym do odchodów.
-Pierwszy raz zgadzam się z Mattem.Opowiadaj. -Pure wyszczerzyła zęby w wielkim uśmiechu.
Starałam poukładać sobie w głowie to,co miałam powiedzieć.
-No więc.. Pochodzę z miasta Laureliorn,z planety Ziemi. Od kilkuset lat mamy pewną tradycję. Każde czternastoletnie dziecko musi stawić czoło różnym próbom. Zaczynało się całkiem niewinnie, zwykle dzieci musiały tylko zdawać jakieś egzaminy,a z czasem wprowadzono próby w terenie. Śmiertelne. Dokładnie wtedy,kiedy kończysz czternaście lat, dostajesz list. Masz prosty wybór- Próby  albo śmierć z głodu. Już na początku zaczynają się schody,bo trzeba na samym początku wykazać się niezwykłą inteligencją. Przynajmniej tak było w moim przypadku. Potem przenoszą cię do wybranego i stworzonego przez kogoś świata. I trzeba uratować ten świat. A jeśli tego nie zrobisz.. To tylko moje przypuszczenia..myślę,że zostajesz w tym świecie na zawsze. I wiesz co? Niektórzy przechodzą przez próby kilka razy,bo im to się podoba. Albo są za bardzo wyczuleni na pieniądze,jakie dostają po zaliczeniu zadania. Więc widzisz,jestem tu po to,by stać się bohaterką i uratować świat. A ja tego nie chcę. Nie jestem odważna i będę tu siedziała do końca życia,jeśli będzie trzeba. - Westchnęłam.
- W porządku, teraz nasza kolej. Nie wiem,co mówił ci Theo,ale zacznę od początku. Kiedyś było to miasto idealne,które mogło istnieć tylko w bajkach dla dzieci.Pewnego dnia z nieba spadł meteoryt. Tutejszy naukowiec, Gregory, zaczął robić nad nim badania..aż pewnego dnia całkowicie mu odbiło. Zaczął napadać ludzi,którzy potem napadali jeszcze innych. I tak w kółko. Pewnego dnia miasto stanęło w płomieniach. Zniknęło około 800 ludzi,przypuszczamy,że zginęli. Tymczasem meteoryt spoczywa sobie spokojnie w opuszczonym budynku,gdzieś w lesie. Ach tak,są jeszcze stróże. Nikt nie pamięta już,skąd się wzięły. Stróże to małe niebieskie motyle,które nieźle potrafią bronić,wskazują ci drogę gdy się zgubisz i tak dalej.  Matt jeszcze nie ma swojego stróża,jako jedyny z naszej trójki. Może kiedyś się doczeka. Nikt nie wie,kiedy się pojawią. To chyba wszystko,co musisz wiedzieć,Dea. -Pure była cała czerwona na twarzy. Pomimo wyjaśnień,musiałam zadać to jedno pytanie.
-Który tu jest rok?
Pure uniosła brwi.
-3078.
-Niemożliwe. Ja mam,miałam..nieważne, 3052 rok.
Brwi Pure uniosły się jeszcze wyżej.
-Kreatywność tych kretynów od prób jest zadziwiająca..aż chciałabym im dać po gębie.
Po tym jakże ujmującym zdaniu dołączyłyśmy do Matta i Thea,którzy rozmawiali o wielkości robaków ,które właśnie wysypywały się z wielkiego gniazda za dywanem. Dowiedziałam się o nich mnóstwo: Pure i Matt byli rodzeństwem,co mnie nie zdziwiło. Matt miał niebieskie,przenikliwe oczy,które bardzo mi się podobały, włosy w kolorze cytryny i długie nogi. Uwielbiał grać w piłkę nożną,wspinać się na drzewa i łazić po dachach. Pure miała takie same cechy wyglądu,ale była bardziej cicha (choć i tak nie przypominała normalnej dziewczyny), skromna i uwielbiała czytać książki. Tymczasem Theo był prawie wcale nie odzywającym się chłopakiem o czarnych włosach i wielkich ,smutnych brązowych oczach. Był najniższy z całej trójki,wyglądał przy nich dość śmiesznie. Wszyscy z nich uwielbiali przygody.
-Chciałbym kiedyś uczestniczyć w prawdziwej przygodzie. Choćbym musiał umrzeć. Jeśli kiedykolwiek weźmiemy udział w przygodzie i umrę,macie pochować mnie jak należy,wygłosić okropnie długą przemowę i nazwać mnie bohaterem,jasne? - spytał Theo.
-Jasne,tylko będziesz mi musiał przypomnieć. Jak już to zrobisz ,zrobię piękną,tęczową trumnę i pochowam cię w dolinie jednorożców-odpowiedziała poirytowana Pure. Cały dzień opowiadaliśmy sobie różne historie,graliśmy w dziecinne gry i dostawaliśmy ataki głupawki. Szkoda,że w Laureliornie nie było takich wspaniałych ludzi.
Nagle Pure wrzasnęła.
-P..patrzcie c..co t..tam jest..- wskazała ręką na.. Dziecko.
***
-Nie rób tego,Dea..
-Jak zginiesz po drodze,to przysięgam ,że wrzucę twoje ciało do przepaści.
-Tylko spróbuj,a już nigdy nie dam ci spokoju, jako duch!-Zawołałam.
Na koniec wciśnięto mi nóż i wreszcie mogłam wykazać się odwagą. Przełknęłam ślinę i wyszłam z tego śmierdzącego,brudnego domu.
Słońce nadal zaskakiwało swym blaskiem . Na niebie nie widać było ani jednej chmury. Byłam coraz bliżej dziecka,dziewczynki,widziałam już jej brązowe,kręcone włosy i zielone oczy. Gdy byłam tuż obok niej,wyciągnęłam do niej rękę. Ona jednak patrzyła się pustym wzrokiem w niebo. Nagle usłyszałam kroki i wrzaski za mną.
-Zabij..ją. Zabij. -Wydyszał Theo
Zamurowało mnie.
-Co? Jeśli myślisz ,że zabiję dziecko..
Ale coś kazało mi wyciągnąć zakrzywiony,średniej wielkości nóż i skierować czubek jego ostrza w serce dziewczynki. Już miałam ją zabić,było już tak blisko,ale w ostatniej chwili poczułam,że nie dam rady. Popatrzyłam się na oczy dziecka...
I w tym momencie oczy dziewczynki zapłonęły czerwienią. Jej skóra była poplamiona czymś czarnym,a paznokcie u rąk wzbudziły u mnie szczyt niepokoju. Zanim zdążyłam zareagować,dziewczynka wyciągnęła znikąd dwa noże. Jeden trafił mnie o włos,drugi wbił się w nogę. Upadłam,wszędzie była moja krew. Dziecko-Potwór wzięło tamten nóż,którym mnie nie trafiło i miało właśnie wbić mi ostrze w serce..gdy srebrna strzała utknęła w jej głowie.
Jeśli ktokolwiek by myślał,że dziewczynka zmieni się w pył i zniknie,to się mylił. Patrzyłam,jak upada ,jak z jej czoła leje się krew  wsiąka w ziemię i jej serce powoli przestaje bić. Jej czerwone oczy powoli zaczęły przybierać zieloną barwę,a potem zrobiły się szkliste i wiedziałam już,że dziecko nie żyje.  Matt,który trzymał piękny łuk z tylko jedną strzałą, wydawał się z siebie bardzo dumny. Otworzyłam usta,bo chciałam coś powiedzieć,ale poczułam ostry ból w nodze i straciłam przytomność.
***
-Dea? Dea,wstawaj. Musimy się stąd zwijać. Tu nie jest bezpieczne,słyszysz?
Otworzyłam oczy i zobaczyłam nad sobą Pure. Przypomniałam sobie o mojej zranionej nodze. Bez żadnego problemu wstałam,co mnie bardzo zdziwiło. Popatrzyłam na swoją nogę.....
Rany nie było.
-Co zrobiliście z moją nogą?
-A co,tęsknisz za nią?- Pure była bardzo blada i miała worki pod oczami.
-Nie mogę wiedzieć?
-Skoro chcesz wiedzieć..-Zaczął Theo.
-Pure wykorzystała swój bardzo cenny eliksir zdrowia,prawdopodobnie ostatni na świecie,tym samym ratując twoje życie. -Dokończył Matt.
Nie mogłam wydusić z siebie słowa,więc kiwnęłam głową.
-Nie pora na to. Wiem ,że zachowałam się bohatersko i w ogóle ,ale musimy uciekać.- Ten głos mógł należeć tylko do Pure. Nie było czasu na jakiekolwiek przygotowania,po minucie wyszliśmy raz na zawsze z tego domu. Zauważyłam błyszczące naszyjniki na szyjach Theo i Pure,a potem skierowaliśmy się w stronę lasu. Co jakiś czas chowaliśmy się gdzieś (nie wiedziałam dlaczego) ,a po kilkunastu sekundach znów uparcie zmierzaliśmy po małej,kamienistej dróżce. Byliśmy już prawie na miejscu , gdy zostaliśmy zaatakowani.
-PODDAJCIE SIĘ,A ZABIJEMY WAS SZYBKO.-Ten głos mógł należeć do potworów,demonów,lub innych pasożytów. Świetnie. Czy tylko ja to słyszałam?
Spojrzałam na moich nowych przyjaciół. Nagle Pure cała zesztywniała.
-Uciekajcie!
Nie trzeba mi było tego powtarzać. Jak mówiłam,nie należałam do odważnych osób. Byłam już na skraju lasu,gdy nagle poczułam wstyd. Wielki wstyd. Jak mogłam zostawić wszystkich i dbać tylko o swoje życie?
-MAMY CIĘ!
Odwróciłam się ,gotowa by ratować Pure,Thea,lub Matta,ale ktoś popchnął mnie w stronę lasu,więc posłusznie pobiegłam za nim.  Zdążyłam usłyszeć rozdzierający wrzask i wołanie o pomoc,ale bolało mnie całe ciało,a mój mózg nie był zdolny do normalnego funkcjonowania w tej chwili.
-NIE ŻYJE.
 Ostatnie co zobaczyłam,to korony drzew,tak bardzo przypominających potwory z koszmarów i ciemne,burzowe chmury na tle nieba usianego gwiazdami. Po głowie chodziła mi tylko jedna myśl : Kto umarł?
****
Dostałam mocno w głowę,ale poza tym wszystko było dobrze. Oparłam się o drzewo i zaczęłam liczyć do dziesięciu. Nagle usłyszałam płacz. Zerwałam się z miejsca i błyskawicznie wypatrzyłam Matta wśród krzaków. Przed nim leżało zasłonięte prześcieradłem ciało.